Kraj golonki i piwa


         
W długi majowy weekend wyruszamy do niemieckiej Bawarii. W drodze do Rzymu urzekło nas maleńkie Essing i ... olbrzymia Allianz Arena widziana z perspektywy autostrady. Dodatkowo mamy "ochotę" na alpejskie wioski, gdzie... fioletowe krowy i świstak w te sreberka...
           To druga, po Tunezji, wyprawa we dwoje. Dzielimy się zamiarem wyjazdu ze znajomymi i już wiemy, że zanim dojedziemy do Monachium, podjedziemy do Bambergu. Dla nas, poznaniaków, to szczególne miasto. Każdy, kto był w Poznaniu wie, że ma dwa symbole: koziołki, które codziennie w południe trykają się na ratuszowej wieży i Bamberkę, wiejską kobietę odzianą w tradycyjny strój. Skąd wzięła się na poznańskim rynku? Bambrzy, czyli mieszkańcy Bambergu przybyli tutaj w wieku XVIII i osiedlili się w okolicach miasta. Bardzo szybko zasymilowali się i tak trwają do dzisiaj. Ich historię można poznać w Muzeum Bambrów, a zobaczyć w tradycyjnych strojach podczas Procesji Bożego Ciała na poznańskich Jeżycach. Zatem chcemy zobaczyć ich genius loci, miejsce na ziemi, z którego przybyli. 

Bamberg - cudo! Szachulcowa, charakterystyczna zabudowa wita nas na starówce rozłożonej wzdłuż brzegu. Zanim powędrujemy wąskimi uliczkami miasteczka, z przyjemnością zanurzamy się w chłodne wnętrze gotyckiej katedry. Z jednej strony podziwiamy jej niezwykłą prostotę i wysmukłe kolumny, z drugiej zadziwia nas maestria zdobień. Otacza nas cisza... Otwieramy drzwi i natychmiast dobiega nas gwar, zaczyna dopiekać, choć to dopiero początek maja, słoneczny skwar. Zatrzymujemy się na Karolinnenstrasse, spacerujemy nabrzeżem rzeki, przekraczamy mosty i mosteczki. Warto się tu zatrzymać.

Kolejny przystanek: Ascheim, przedmieścia Monachium. Po krótkim odświeżeniu w hotelu, postanawiamy zobaczyć okolicę i zjeść sławetną golonkę po bawarsku. Zatem kierujemy się w kierunku pobliskich zabudowań. Tuż obok jednego z marketów zadziwia nas pole, na którym kwitną tulipany i narcyzy. Tak właściwie, to przecież całkiem normalne, ale... Tuż obok zauważamy puszkę na pieniądze, nożyk i informację, jaką kwotę należy uiścić. Jeszcze do tego nie dorośliśmy... Dochodzimy do kamiennego słupa, z którego dowiadujemy się, że miasteczko jest o sto lat starsze niż polskie państwo. W pobliskiej knajpce studiujemy menu, a tymczasem sympatyczny kucharz, proponuje nam: kolano (!) czyli bawarską golonkę, z towarzyszeniem, jakżeby inaczej, weiss bier, czyli pszenicznego piwa.Okazuje się, że kucharz, który przygotowuje potrawy na grillu, pochodzi z Czech. Stąd: kolano. Kiedy wracamy, młodziutki piesek wyraźnie zaczepia nas, przerzucając przez ogrodzenie kawałek drewna.Odrzucona przez W. na posesję zabawka, wraca w błyskawicznym tempie pod nogi W.  Przerzucanie mogłoby trwać i trwać! 

 
W niedzielny poranek wyruszamy do miejscowego kościoła, a potem podmiejską kolejką docieramy do centrum Monachium. Nowy i stary ratusz, katedra, rozliczne kościoły i wreszcie przepiękne ogrody. Upływa godzina za godziną, na zakończenie dnia wstępujemy do browaru, w którym rozpoczyna się słynny October Fest. Pożegnawszy to niezwykłe miasto, wyjeżdżamy do Krun, wioski malowniczo położonej w alpejskiej dolinie. 

  
              Zwiedzanie okolicy rozpoczynamy pętlą rowerową, jak się później okazało, było to około 40 km, a różnica poziomów wynosiła 400 m. Dzięki doskonale przygotowanym ścieżkom nie odczuwamy tego zupełnie. Zatrzymujemy się nad pięknym alpejskim jeziorkiem, podziwiamy krystalicznie czystą wodę i niezwykłe widoki. Dłuższą przerwę robimy w Mittenwald, mieście lutników. To ciekawe, R. zawsze kojarzyła tę dziedzinę rzemiosła z Włochami, a tu, proszę, kilka słynnych warsztatów, do których przyjeżdżają muzycy nawet z dalekiej Japonii. Nic więc dziwnego, że na centralnym placu stoją olbrzymie skrzypce. Kolejny raz spotykamy znane nam już "luftmalerei", odczytujemy z nich obyczajowe historie z dnia codziennego oraz rozpoznajemy sceny biblijne. Zachwycające! Dalej trasa wiedzie nas do położonego po austriackiej stronie wąwozu. Zostawiamy rowery i spacerkiem przemierzamy szlak. Dzień kończymy przy kapliczce w Krun.


Niewątpliwie najbardziej znanym miastem w okolicy jest Garmisch - Partenkirchen, które nam na razie kojarzy się z Turniejem Czterech Skoczni i sukcesami Adama Małysza. Kiedy stajemy na zeskoku, zadzieramy głowy i wyobrażamy sobie, ile odwagi trzeba mieć, aby stanąć na belce. Nie mówiąc o oddaniu skoku ... 
Kilkaset metrów dalej wkraczamy w wąwóz Part nach Klamm i dopiero tam zapiera dech w piersiach. Ściana wody, wąskie przesmyki, korytarze w skale, a do tego niezwykłe widoki. Polecamy, naprawdę warto. 


Po tej niezwykłej przechadzce wracamy do centrum miasta, a tak naprawdę dwóch miast. Na najsłynniejszej z ulic, Ludwigstrasse, siadamy w kawiarence przy tradycyjnym cieście z jabłkami, a kilka kroków dalej kupujemy miejscowe sery. Kolejne rysunki na ścianach domów wzbudzają nasz podziw. Najpiękniejsze z nich odnoszą się do Matki Bożej. Uderza nas wszechobecna życzliwość. Wracamy do wioski. Przechodzące dzieci witają nas: "Gruss Gott", w sklepie tak samo... trochę inny świat. A jak pięknie!


Następny poranek wita nas promykami słońca, zatem tym razem ruszamy nad dwa okoliczne jeziora. Szlak pieszy wiedzie najpierw nad Barmsee, robimy "rundweg" i kroczymy dalej. O tej porze roku panuje tu cisza, nie ma już narciarzy, nie ma jeszcze turystów chodzących po górach. Idealne miejsce do wypoczynku. I do tego brzegi rzeki Isary. Kamienista, o tej porze roku jeszcze biaława, to śniegi spływające z gór wypłukują wapień. Docieramy do Walgau. To kolejna alpejska wioska, brakuje tylko miejscowego doktora... Pora opuścić to niezwykłe miejsce.


Pozostaje jeszcze jedno. Dachau - pierwszy obóz koncentracyjny, w którym od 1940 roku więziono tysiące polskich księży. Wśród nich był wikary, a potem wieloletni proboszcz krotoszyńskiej parafii ksiądz Alojzy Sławski. Wujek R.  Jako kilkuletnia dziewczynka zauważyła na Jego przedramieniu cyfry. I tak po raz pierwszy doświadczyła, czym była wojna. Reszta wspomnień jest zbyt osobista. To dla Niego stanęła na obozowym placu, by spróbować zrozumieć, jak można przeżyć pięć nieludzkich lat... wzruszenie... zamyślenie...
Opuszczamy Bawarię, pozostaną w nas niezwykłe widoki, życzliwi ludzie i skomplikowana historia. tak ważna, by pamiętać, nie po to, by dzielić, lecz by nigdy się nie powtórzyła.